W tym i w kolejnym wpisie chciałam napisać o moich najgorszych błędach żywieniowych. Dzisiaj zaprezentuję pierwszy z nich.
Mianowicie zbyt często łamię drugą zasadę "nie jedz, gdy nie jesteś głodny". Gdy tylko ją czytam, mam ochotę wykrzyczeć - PRZECIEŻ JA JESTEM CAŁY CZAS GŁODNA, ale to nieprawda. Bywają momenty, gdy jestem totalnie napchana, a potrafię jeszcze wsunąć piszingery, które nagle znalazły się w zasięgu mojego wzroku, jedzenie Syna i wiele, wiele innych rzeczy. To jest mój podstawowy błąd. Nie umiem pohamować łakomstwa. Ale walczę z tym. Staram się kontrolować swój mózg (bo to on płata mi figle) i jeść racjonalnie. Nie oznacza to, że muszę się głodzić. Co to, to nie. Wystarczy jeść 5 posiłków, w równych odstępach czasu i nie napychać się. Co więcej, warto odczekać tych 15 minut po posiłku na sygnał do mózgu. I tutaj szacunek dla mojego Męża, który każdy kęs je pomalutku, wręcz go celebrując. Dzięki temu nie wrzuca wszystkiego do swojego żołądka, jak do śmietnika, tylko żuje, żuje i żuje. Niestety ja wciąż się tego uczę (na razie z marnym skutkiem :/). Chociaż... i tak gorszy jest chyba mój inne błąd, o którym w kolejnym wpisie ;)))
J.
Mam dokładnie ten sam problem, o którym piszesz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, nie nie jestem z tych, które jedzą wszystko, w ogromnych ilościach i są chude :D
taak iem co masz na myśli ja czasami też wpycham w sibie a potem cierpię..
OdpowiedzUsuń