Po wczorajszym dniu stwierdzam, że na nic ćwiczenia z Jillian, na nic ćwiczenia z Ewą Chodakowską. Najlepszym treningiem na zimę jest saneczkowe szaleństwo :) A przede wszystkim bieganie z obciążeniem w postaci prawie 13kilowej Czekoladki {ekhm... nie wypożyczam ;)}. Nie wiem jak u Was, ale u mnie w okolicy nasypało tyyyyle śniegu, że aż miło patrzeć. Sprzyjające warunki wykorzystuję na śnieżnym szaleństwie z Synkiem. Wygląda to mniej więcej tak:
Czekoladka siedzi w swoim saneczkowym powozie, a Mama biegnie ile sił w nogach. Zaprawdę powiadam Wam, satysfakcja gwarantowana. Po wczorajszym kilkudziesięciometrowym biegu mam takie zakwasy, że szok. O dziwo największe mam na... rękach ;) No cóż - ciągnięcie takiego słodkiego ciężaru to nie lada wysiłek. Polecam! :)
Trening z Jill po takich szaleństwach już nie był taki prosty, ale dałam radę :)
J.
idealna aktywność;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam :) Ja też dzisiaj wyszłam pobiegać (ale bez obciążenia :p) i mimo tego, że zaliczyłam parę poślizgów, pośladki mam całe :)
OdpowiedzUsuńJa bym mogła wykorzystać brata, ale on się boi sanek xD Ale może wykrzeszę z siebie jakiś talent pedagogiczny i go przekonam do sanek :D Bicki będą mi wdzięczne :)
OdpowiedzUsuńSuper, to najlepsze co możesz robić Mamo, aktywnie spacerować z Dzidziusiem :)
OdpowiedzUsuńTeż bym tak chciała, tylko, że nie mam sanek :x
Tupię nogą ze zniecierpliwienia, aby mój młody wyzdrowiał, mam nadzieję, że śnieg nie zdąży stopnieć;)
OdpowiedzUsuńNo po takim treningu zakwasy muszą być :D
OdpowiedzUsuń