Ale mi dziwnie. Od kilku tygodni miałam nieodpartą ochotę tu coś napisać. Ostatnio mam tyle myśli w głowie, że muszę je gdzieś przelewać. Niekoniecznie oczekuję, że ktoś to będzie czytać, robię to bardziej dla siebie, więc nie czujcie się w obowiązku czytania moich wypocin ;)
Ostatnio się troszkę rozbiegałam (co ciekawe, nawet jedna z Was do mnie napisała, czy ja to ja, bo kojarzy mnie z bloga :)). Przypomniałam sobie, jak fajnie jest obcować z innymi biegaczami, przeżywać wspólnie starty i emocje panujące przed i po starcie. Co więcej, ostatni bieg przeżywałam wspólnie z moim Synkiem. A może powinnam napisać Synem. Toż to już 12stolatek!
Tak naprawdę to już nasz
drugi dłuższy bieg razem. Pierwszy raz biegliśmy jeszcze jak Bartuś
miał 5lat na dystansie 3km (dla przypomnienia zdjęcie poniżej, przybiegliśmy jako jedni z ostatnich ;)), a dzisiaj... O mamo.
Twardo jednak odmawiał. W końcu zadecydowaliśmy, że mijamy kolejną parę i grupkę biegaczy z kategorii indywidualnej - delikatnie przyspieszyłam, a za mną Bartul. Mój plan zakładał, że po wyminięciu wracamy do tego samego tempa, ale ku mojemu zaskoczeniu, Bartek dostał powera. I tak od tego momentu goniłam go aż do samej mety ;)
Podejrzewam, że założył sobie za cel dogonienie chłopaka przed nami i sumiennie do tego dążył haha. Tym sposobem, po 14 minutach wbiegliśmy za ręce na linię mety! :)
Muszę
przyznać, że uczeń przerósł "mistrza". Po pierwszym kilometrze, to ja
musiałam gonić swoje własne dziecko! Nie do pomyślenia. Niestety nie udało nam stanąć na podium, ale na
94 rodziny zajęliśmy dobre 5miejsce. Jest to dla nas duży sukces, bo
sami na starcie nie oczekiwaliśmy zbyt wiele... Jak spojrzałam, z czasem 14:11 w indywidualnej
klasyfikacji zajęłabym 2miejsce, ale czy na pewno? W końcu to dla niego i dzięki niemu biegło mi się tak super Synku, to dopiero początek naszych wspólnych biegowych wspomnień szykuj nogi na nowe wyzwania :)
Jestem z niego niesamowicie dumna. Troszkę byliśmy zawiedzeni, jak dowiedzieliśmy się, że tak niewiele brakło nam do podium, ale nie ma co się załamywać. Daliśmy radę i teraz mamy motywację, by trenować sumienniej i za rok powalczyć o pudło :)
PS. Widzicie jakiego mam już nastolatka w domu? Pan Bóg wiedział co czyni dając mi Syna - najlepszy przyjaciel i motywator do dalszego trenowania - no cóż, on ma troszkę łatwiej, dzięki swoim afrykańskim genom haha, ale NIE PODDAM SIĘ :)
Pozdrawiam
J.
<3 super, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuń♥️🥰 też się bardzo cieszę, że jednak zdecydowałam się coś tu napisać i mam zamiar robić to regularnie :) pozdrawiam
Usuń